tag:blogger.com,1999:blog-50463549400191718712024-02-19T01:03:35.754-08:00JanFalkowski.blogspot.comJan Falkowskihttp://www.blogger.com/profile/02190781938995530988noreply@blogger.comBlogger2125tag:blogger.com,1999:blog-5046354940019171871.post-68783862502868856692009-01-30T03:00:00.000-08:002009-01-30T03:02:21.880-08:00Rozmówki nepalskie<div style="text-align: justify;"><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" ><br />Na ulicach Kathmandu i Pokhary zawsze można liczyć na życzliwą pomoc miejscowych, którzy z chęcią wyjaśnią topografię miasta, wytłumaczą, czego nam potrzeba, zawiozą tam, gdzie chcemy i tam, dokąd nie chcemy. Można również liczyć na bogatą ofertę handlową i z zakresu usług: fryzjerzy, sprzedawcy świeżo wyciskanych soków, maści z tygrysa, szachów, naprawcy sandałów, czyściciele butów i uszu, masażyści, wyszywacze wzorów na koszulkach, handlarze naręczni bananami, instrumentami muzycznymi (skromne gęśle, drewniane flety proste, bębenki) i haszyszem — wszyscy oni są w pełnej gotowości o każdej zdawałoby się porze dnia i nocy.</span><br /></div><div style="text-align: justify;"><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhu5NHgQFAz66HSH5KaDRU_860ZjMycuQVcf_UJV9e9_4W5jIp2pm-9Nb5pgHQbto1yFVFsIynV2AYIJ8eMtLnzMZaKJAFzJ50hsf7A_HQfwTS-NpOKq0bxdMlG11EY9b8tjtl_IgzNTy6w/s1600-h/IND-NEP_odc.II_0187.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 214px; height: 320px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhu5NHgQFAz66HSH5KaDRU_860ZjMycuQVcf_UJV9e9_4W5jIp2pm-9Nb5pgHQbto1yFVFsIynV2AYIJ8eMtLnzMZaKJAFzJ50hsf7A_HQfwTS-NpOKq0bxdMlG11EY9b8tjtl_IgzNTy6w/s320/IND-NEP_odc.II_0187.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5296828317415855458" border="0" /></a><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5FBz-ut5zhPDHbfplvPqfofjnDDlxHRvHcNXPD-KSccbVQqS-NPkT0CF9Kq_kzrvxAODqot47vi-ccSeDNkm92SASIX1bzONVNfXpMSTuOjrl3oizyx3nDq5_eC_0nIVgv584e-y_yXva/s1600-h/IND-NEP_odc.II_0211.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 306px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5FBz-ut5zhPDHbfplvPqfofjnDDlxHRvHcNXPD-KSccbVQqS-NPkT0CF9Kq_kzrvxAODqot47vi-ccSeDNkm92SASIX1bzONVNfXpMSTuOjrl3oizyx3nDq5_eC_0nIVgv584e-y_yXva/s320/IND-NEP_odc.II_0211.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5296829525144816834" border="0" /></a><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >Jeśli tylko nie mamy do czynienia ze sprzedawcą instrumentów: — <span style="font-style: italic;">Music?</span> — demonstrującym jakość oferowanego towaru kilkoma bezładnymi pociągnięciami smyczka i szerokim uśmiechem, wszystko zaczyna się zwykle od uniwersalnego, przyjaznego: — <span style="font-style: italic;">Yeeeees?</span> — bądź równie przyjaznego: — <span style="font-style: italic;">Something?</span> — które nie stanowi wyłącznie zwykłego wstępu do rozmowy, lecz informuje równocześnie o szerokim, wręcz porażającym zakresie proponowanych usług.</span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" ><br />Kontakt wzrokowy nie oznacza, że jest się potencjalnym klientem. Kontakt wzrokowy oznacza, że na pewno coś się kupi. Rozpoczynają się negocjacje:</span><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" ><br /></span><div style="text-align: center;"><div style="text-align: justify;"><blockquote><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Something?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Excuse me?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">You smoke, brother?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">No, thank you.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Good stuff! Hashish. Smoking.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">No, thank you.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">How much do you want?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">No, thank you.</span> — Oddalamy się niespiesznie poza zasięg działalności handlarza.</span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Two gram? Three gram? Very cheap!</span> — Znikamy za rogiem.</span></blockquote></div><br /></div><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtovgj1QFJwrd1SupgQp4vOPdKKGPC_87ooUBE0fJr2YNnYn51uFjf7zwODlPcUkPMVtHAsboO9Q1MJrukNc4g6YsLAqCOkrV7yZbksuxV_5k5XGU_yNtUF9JmZ16ljS-7_YEk-yrk6GoO/s1600-h/IND-NEP_odc.II_0226.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 214px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtovgj1QFJwrd1SupgQp4vOPdKKGPC_87ooUBE0fJr2YNnYn51uFjf7zwODlPcUkPMVtHAsboO9Q1MJrukNc4g6YsLAqCOkrV7yZbksuxV_5k5XGU_yNtUF9JmZ16ljS-7_YEk-yrk6GoO/s320/IND-NEP_odc.II_0226.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5296830241802677154" border="0" /></a><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgM4hsMA24cp7IMYURmmKQnqAQhsdjXZzuZkks75nHOSOFF2ilAyry8ny7KvHseWAziHfiTi10iNfSz0OwkCubxkcWwUQ5EdBahoM-_2q7qK9yOsldS7OpshQmRJZSmVzCWOAqHatAEi2bJ/s1600-h/IND-NEP_odc.II_0247.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 316px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgM4hsMA24cp7IMYURmmKQnqAQhsdjXZzuZkks75nHOSOFF2ilAyry8ny7KvHseWAziHfiTi10iNfSz0OwkCubxkcWwUQ5EdBahoM-_2q7qK9yOsldS7OpshQmRJZSmVzCWOAqHatAEi2bJ/s320/IND-NEP_odc.II_0247.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5296831829931282066" border="0" /></a><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >Jednak nie zawsze to biały podróżnik rezygnuje z zawarcia transakcji:</span><br /><blockquote><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Friend, smoking?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Yeah, maybe.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">What do you want?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">What do you have?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Hashish, marihuana...</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">I prefer cocaine, sir.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">But hashish good, friend!</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Okay, how much?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Three hundred rupies one gram.</span> — Cena wyjściowa, zapewne negocjowalna, rzeczywiście zachęcająca.</span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">It’s not so expensive...</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">How much do you want? Two gram? Three gram?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Two kilos.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">???</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Two kilos.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">You’re joking.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Two kilos.</span></span></blockquote><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >Sprzedawca oddala się bez słowa. Detalista.<br /><br /></span><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >Nie każdy z przedsiębiorczych Nepalczyków daje się jednak równie łatwo zniechęcić. Nieudana transakcja w jednej dziedzinie nie musi przecież oznaczać braku powodzenia w innej:</span><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" ><br /></span><blockquote><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Hashish?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">No.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Trekking?<br /><br /></span></span></blockquote><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijNA3Jfx8_2o2RRypwbC8GzSQvXUJbM6Id6cIvMJ_Rg-VLlYYa441IOtuijhD7sIjh1AMrzTa1dL7eA1iY-KEXaOXx3tQubV8oo8B5srdtycELMnZfmbOxt_yJ3t3hoIJjf0AX0iiEcHEw/s1600-h/IND-NEP_odc.II_0998.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 214px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijNA3Jfx8_2o2RRypwbC8GzSQvXUJbM6Id6cIvMJ_Rg-VLlYYa441IOtuijhD7sIjh1AMrzTa1dL7eA1iY-KEXaOXx3tQubV8oo8B5srdtycELMnZfmbOxt_yJ3t3hoIJjf0AX0iiEcHEw/s320/IND-NEP_odc.II_0998.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5296834218105821698" border="0" /></a><br /></div><div style="color: rgb(0, 0, 0); text-align: justify;"><div style="text-align: center;"><span style="font-family:georgia;">*</span><br /></div></div><div style="text-align: justify;"><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" > Słoneczne rano.<br /><br /></span><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >Fryzjer, dostrzegłszy nas po przeciwległej stronie ulicy, podnosi głowę znad czyjejś namydlonej twarzy, wybiega z zakładu i pokrzykuje zachęcająco:</span><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" ><br /></span><blockquote><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Haircut?</span> — pyta.</span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">No, thank you.</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Haircut</span> — stwierdza.</span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Sir, don’t you see I’m almost bald?</span></span><br /><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >— <span style="font-style: italic;">Yes, good service, my friend!</span></span></blockquote><span style="color: rgb(0, 0, 0);font-family:georgia;" >Uczynić możliwym niemożliwe! Dla przedsiębiorczych Nepalczyków to pestka, skoro ogłoszenie w oknie jednej z agencji turystycznych proponowało podróż do Indii koleją — <span style="font-style: italic;">Train to India</span>. W Nepalu nie ma torów.<br /><br /></span><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6tUJ4iKOa4DvDSf62WyQhz3yQZawCGVIqqKSDRDXpofNvTQ3StxWFNwZqQoZyKV59TAc8TP9JB-E0fLtJUgKQNbBbkCc6L8TL6RV08Ks9bG5rQibCaWDZabyKyiv57mut3sNm6j8L3Arp/s1600-h/IND-NEP_odc.II_0318.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 298px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6tUJ4iKOa4DvDSf62WyQhz3yQZawCGVIqqKSDRDXpofNvTQ3StxWFNwZqQoZyKV59TAc8TP9JB-E0fLtJUgKQNbBbkCc6L8TL6RV08Ks9bG5rQibCaWDZabyKyiv57mut3sNm6j8L3Arp/s320/IND-NEP_odc.II_0318.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5296832159015005042" border="0" /></a><br /><br /></div>Jan Falkowskihttp://www.blogger.com/profile/02190781938995530988noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5046354940019171871.post-9062385401891655512009-01-29T12:50:00.000-08:002009-01-29T12:56:44.951-08:00Pociągi bez żadnego nadzoru<div style="text-align: justify; color: rgb(0, 0, 0);"><span style="font-family:georgia;"><br />„Ażeby ani przez chwilę nie tracić z oczu żadnej z cennych skrzyń, za które odpowiadaliśmy, zainstalowaliśmy się po prostu pomiędzy nimi w wagonie bagażowym. Ta podróż wagonem towarowym okazała się jednak straszliwie męcząca. Potrzebowaliśmy dwóch dni na przebycie doliny Gangesu. Upał był okropny, a kurz wiszący w powietrzu utrudniał oddychanie. Pociąg posuwał się powoli, mogliśmy więc kontemplować okolice. Ale ten obraz nie przynosił nam wcale radości, nie mógł cieszyć serca, lecz przeciwnie przepełniał je ponurym smutkiem. Przejeżdżaliśmy przez rozpaczliwie monotonną równinę. Susza wypaliła prawie całą roślinność, tak że niewiele pozostało uroku w tej niezbyt pięknej przyrodzie. Ludzie brudni i wynędzniali, których spotykaliśmy na dworcach lub dostrzegaliśmy we wsiach, nie mogli rozweselić ponurego krajobrazu, ale swoim cichym i pozbawionym radości zachowaniem podkreślali jeszcze rozpaczliwość pejzażu. Kiedy wreszcie w Lucknow przyjęli nas koledzy byliśmy czarni od kurzu i wykończeni nudą i zmęczeniem.” (Lionel Terray, </span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >Niepotrzebne zwycięstwa. Od Alp do Annapurny</span><span style="font-family:georgia;">, tłum. Danuta Knysz–Rudzka, oprac. Janusz Kurczab, Kazimierz Marcinek, Warszawa 1975, s. 236–237)<br /><br /></span> <div style="text-align: center; font-family: georgia;">*<br /></div><br /><span style="font-family:georgia;">W strugach deszczu — ostatnich tchnieniach tegorocznego monsunu — docieramy do „hali głównej” delhijskiego dworca, usłanej półprzytomnymi jeszcze z niewyspania postaciami i przecinanej kilkoma strumieniami potencjalnych podróżnych, podzwaniających monetami żebraków, żołnierzy (zwykle bardzo przychylnych białym) i cwaniaków najrozmaitszych profesji. Na daszkach z blachy falistej, osłaniających jako tako perony przed deszczem, stadka małp wertują pośpiesznie „śmieciowe góry” w poszukiwaniu niedojedzonych resztek. Przewidywane dwuipółgodzinne opóźnienie pociągu spędzamy kursując między peronem drugim a elektroniczną tablicą w holu, która (jeśli akurat działa) dostarcza najświeższych informacji o dalszym oczekiwaniu. Nie przejmujemy się za bardzo: pociąg pojedzie, zawsze w końcu jedzie.<br /><br /><br /></span><a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqXa6xHDfMzksxe517B2S0H5oKO-IS2NB78wLACnMDXGg8_v3r5hlTAcgqjyeI57xofpkSuwIIcZocQUhFxDG3IolibSB5s_SU01zVh5h7W6RfMAKr2eMfjuI5Sc7XEbo3WjzqmxJQBXs/s1600-h/001+-+IND-NEP_odc.I_003.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 247px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjqXa6xHDfMzksxe517B2S0H5oKO-IS2NB78wLACnMDXGg8_v3r5hlTAcgqjyeI57xofpkSuwIIcZocQUhFxDG3IolibSB5s_SU01zVh5h7W6RfMAKr2eMfjuI5Sc7XEbo3WjzqmxJQBXs/s400/001+-+IND-NEP_odc.I_003.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290728235791577362" border="0" /></a><br /><span style="font-family:georgia;">Tym razem zarezerwowaliśmy bilety w klasie „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >sleeper</span><span style="font-family:georgia;">”, bardzo podobnej do trzech wyższych klas (1AC, 2AC, 3AC), nie wyposażonej za to w urządzenia klimatyzujące. Jeśli wybieramy niższą klasę („</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >second class</span><span style="font-family:georgia;">”), na którą nie rezerwuje się miejsc, właściwa podróż zaczyna się już na samym peronie, gdzie okoliczna ludność niczym sprinterzy w blokach startowych zajmuje jak najkorzystniejsze miejsca do ataku na wagony, gdy te powoli zaczną wtaczać się na peron. Pociągi osobowe liczą zwykle od dwudziestu do czterdziestu wagonów, więc niekiedy trzeba się sporo nabiegać, zanim trafi się do właściwego. Do wagonów można się dostać przez otwory drzwiowe lub przez okna (choć tylko nieliczne, bo większość — zapewne aby przeciwdziałać wskakiwaniu — uzbrojono kratami). Nie obowiązuje zasada: „najpierw wysiadający”, jeśli chcesz się wydostać, musisz to zrobić zanim pociąg się na dobre zatrzyma. Przy każdych schodkach błyskawicznie tworzy się ruchliwe kłębowisko Hindusów zaślepionych pragnieniem wywalczenia miejsca siedzącego w „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >chair car</span><span style="font-family:georgia;">” drugiej klasy. Ile osób ginie co roku w ten sposób w Indiach — strąconych pod koła pociągu, przygniecionych do wagonów albo zdeptanych?</span><br /><br /><span style="font-family:georgia;">Ale oto na nasz peron wpełza kolejny skład, z którego natychmiast wyskakuje kilku Hindusów i załatwia się w pośpiechu między wagonami — aha, widocznie w środku nie ma toalet, a w biegu nie bardzo się dało. Nieopodal pięcioletni chłopiec kończy właśnie defekować wychyliwszy swą maleńką postać poza krawędź peronu. Za chwilę służby porządkowe uzbrojone w wąż gumowy i słabe ciśnienie wody spróbują uprzątnąć (a właściwie przesunąć w inne miejsce) tę i dziesiątki innych ludzkich, małpich, krowich pozostałości.<br /><br /><br /></span> <a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvchkxtNU_t8Re7FPU7_Y6NLTuLw9s0aK8XsdKLK4_1Ybd9uhwnuFVKK1E7GzLHT60FHtXKoxmmsd-a8hRSa4Zc2dTpGPZK6GBSrl55iOT2IhP4VlwT-IfqqU4DbbETw__7uIl9DZdZII/s1600-h/002+-+IND-NEP_odc.I_002.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 250px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvchkxtNU_t8Re7FPU7_Y6NLTuLw9s0aK8XsdKLK4_1Ybd9uhwnuFVKK1E7GzLHT60FHtXKoxmmsd-a8hRSa4Zc2dTpGPZK6GBSrl55iOT2IhP4VlwT-IfqqU4DbbETw__7uIl9DZdZII/s400/002+-+IND-NEP_odc.I_002.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290728708768765362" border="0" /></a><br /><span style="font-family:georgia;">Po kilkunastu minutach i ten pociąg leniwie wytoczy się z dworca, by rozcinając nieskończone pola ryżowe i palmowe gaje, mijając bosonogich wieśniaków z parasolami drepczących wśród upraw, podążyć do Jaipuru, a może nawet Bombaju. Wraz z upływem kolejnych stacji zagęszczenie ludności w wagonach szybko przekroczy pięć osób na metr kwadratowy. Ktoś zwinny wespnie się pod sufit na półkę z bagażami i będzie drzemał oparłszy głowę i nogi na czyichś pakunkach. Sprzedawcy herbaty (parzonej z cukrem i mlekiem), dziesiątki razy torując sobie drogę donośnym: „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >czaj! czaj!</span><span style="font-family:georgia;">”, zainkasują kolejne sześć rupii, a sprzedawcy ryżu z warzywami czy nafaszerowanych kapustą, cebulą i ziemniakami pierożków samosa będą serwować co głodniejszym pasażerom po dwie garści prosto z wiadra lub kartonu. Być może zwinny z półki bagażowej włączy na cały regulator przeraźliwie ubogie harmonicznie hinduskie przeboje, narażając na wątpliwą rozkosz ich słuchania ponad setkę innych pasażerów, którzy — o dziwo — nie zwrócą na to najmniejszej uwagi. Między rzędami ławek przesuwać się będzie w regularnych odstępach karawana żebraków. Ktoś zacznie grać na bębenku. Rytm wybijany przez chłopca niechcący utworzy dwugłos ze stukotem kół i szyn pociągu. Nikt nie zapali papierosa, wielu Hindusów będzie za to żuć liście tytoniu, strzykając od czasu do czasu za okno lub na podłogę brunatną śliną.</span><br /><br /><a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGF3rFOtZMxHtntHWB_TBCQS-naBQ4Yj2u1-lNR0cOJ_smR4Kz4ymKHiYwuqezzLogxuGUeHM8G0_vGYVWFdwbdE-RdXIYUwkyv6JvPRCw5cD-GtdM8fK_P9pFE3c_S51cU7Nrx-5xK5Q/s1600-h/003+-+IND-NEP_odc.I_001.JPG"><img style="margin: 0pt 0pt 10px 10px; float: right; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGF3rFOtZMxHtntHWB_TBCQS-naBQ4Yj2u1-lNR0cOJ_smR4Kz4ymKHiYwuqezzLogxuGUeHM8G0_vGYVWFdwbdE-RdXIYUwkyv6JvPRCw5cD-GtdM8fK_P9pFE3c_S51cU7Nrx-5xK5Q/s400/003+-+IND-NEP_odc.I_001.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290729210385616258" border="0" /></a><span style="font-family:georgia;">Jeżeli trafi się w wagonie biały podróżnik zachłannie wpatrujący się w najbardziej równinne, najzieleńsze i w końcu najmonotonniejsze krajobrazy, jakie dotychczas spotkał, jego ruchom i gestom towarzyszyć będzie żywe zainteresowanie przynajmniej jednego z hinduskich współpasażerów. Jeśli zaś biały podróżnik wyczuje, że ktoś mu się przygląda i spojrzy w oczy pilnego obserwatora, ten wcale nie odwróci wzroku, wwiercając się nim w zaskoczonego sahiba: z niechęcią? serdecznością? zawiścią? szczerym zainteresowaniem? podejrzliwością? Z oczu Hindusa niewiele można wyczytać. Często jest w nich jakby pustka, albo coś w rodzaju przygaszonego blasku — coś nieuchwytnego, a jednocześnie tak charakterystycznego, że za każdym razem wydaje nam się, że wpatruje się w nas ten sam człowiek.</span><br /><br /><span style="font-family:georgia;">Tymczasem delhijski deszcz nie jest już tak przekonujący jak wcześniej i powoli przemienia się w mżawkę. Na peronach w związku z wielogodzinnymi opóźnieniami wszystkich pociągów rosną sterty paczek pocztowych gotowych do załadowania. Dwoje starszych ludzi, podwinąwszy powłóczyste szaty, załatwia się na tory. Wreszcie, po ponad czterech godzinach oczekiwania na „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >Taj Express</span><span style="font-family:georgia;">”, wnikamy do wagonu „</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >sleeper</span><span style="font-family:georgia;">”, gdzie — jak sama nazwa wskazuje — śpi się. Zresztą to chyba jedyne rozsądne rozwiązanie podczas pokonywania tak wielkich odległości. Ci, którzy nie śpią — jedzą. Uśmiechnięty konduktor przerywa sprawdzanie biletów i zaproszony przez przebudzonego Hindusa z sąsiedniej wnęki (coś na kształt naszego przedziału, ale bez drzwi) zasiada naprzeciw kolegi, pilnie przypatrując się wydobywaniu kolejnych potraw — tłustych placków przypominających naleśniki i pojemnika z jakimś sosem, w którym należy maczać placki. Posiłek, poprzedzony ułożeniem wiktuałów na rozłożonym bezpośrednio na siedzeniu papierze kancelaryjnym, przebiega hałaśliwie i szybko. Prawdopodobnie z tego powodu konduktor kończy pochłanianie krótkim, zdecydowanym beknięciem. Ponieważ zaś trzeba sobie jakoś poradzić z upapranymi od sosu paluchami, przydatna okazuje się jedna z zasłonek (i tak przecież nie prana od miesięcy).</span><br /><br /><span style="font-family:georgia;">W końcu (wraz z oczekiwaniem nasza dwustukilometrowa podróż trwała niemal osiem godzin — jak to wytrzymują Japończycy, przyzwyczajeni raczej do kilkusekundowych opóźnień?) docieramy i zachwycamy się Tajem, barwnymi detalami Taju, organizacją przestrzenną Taju i przyległości. Zachwycamy się wreszcie mogolską myślą architektoniczną, która Taj powołała do istnienia. Staramy się ignorować niezliczone wycieczki ludzi białych i śniadych (ryczących wniebogłosy wewnątrz grobowca) oraz omijać stosownym łukiem miejscowych fotografów, przechadzających się po marmurowych posadzkach z pewną dozą dostojeństwa i sztucznym wyrazem twarzy rzekomych profesjonalistów. Urzeczeni kontemplujemy układane z żółtych, granatowych i wiśniowych kamyków ornamenty kwiatowe dekorujące poszczególne ściany mauzoleum. Olśniewająco biały (z daleka, bo z bliska — wielobarwny) marmur i delikatny rysunek łuków wieńczących kolejne okna i wnęki budowli nadają potężnej przecież bryle niespodziewaną zwiewność. Taj lekko unosi się nad Jamuną.<br /><br /><br /></span> <a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxPJrpvo_PM6xxoIV_0yktj6YUTiQZnsNGsGvZyfFenQQv7ZFkelvmiw4MXrONvw0A74mlMrzGus5lNh-v5rqJ0_dIDxkAUNeAHMtWgIb1UWrRaGatCkhARrKEq3wAl5duAfyDwMq7RBY/s1600-h/004+-+IND-NEP_odc.I_004.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxPJrpvo_PM6xxoIV_0yktj6YUTiQZnsNGsGvZyfFenQQv7ZFkelvmiw4MXrONvw0A74mlMrzGus5lNh-v5rqJ0_dIDxkAUNeAHMtWgIb1UWrRaGatCkhARrKEq3wAl5duAfyDwMq7RBY/s400/004+-+IND-NEP_odc.I_004.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290729763260667010" border="0" /></a><br /><a style="font-family: georgia;" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHOD_VPVd2ge0tz6EjUoDQzQ9uP5NtQ9PEBjYI16CbCmq-GhKPeUyty2nZE0-OZplKpfvYz-f6zdbRH-G66YNHOBM3DOng12ouGOgDSEN3KvsTyNrLmTMa8H91DfscGwIya4_jaF-QEDw/s1600-h/005+-+IND-NEP_odc.I_005.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHOD_VPVd2ge0tz6EjUoDQzQ9uP5NtQ9PEBjYI16CbCmq-GhKPeUyty2nZE0-OZplKpfvYz-f6zdbRH-G66YNHOBM3DOng12ouGOgDSEN3KvsTyNrLmTMa8H91DfscGwIya4_jaF-QEDw/s400/005+-+IND-NEP_odc.I_005.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5290730445468355154" border="0" /></a><br /><span style="font-family:georgia;">Nasza groteskowo zwięzła wizyta w najdroższym (prawie 20$ za wstęp — w cenę wliczone osobliwe kapcie przydatne na rozpalonych słońcem marmurach) zabytku Indii dobiega końca. Tuż za murami z czerwonego piaskowca czyhają już sprzedawcy napojów regenerujących i tandetnych miniaturek świetlistego Taju. Sąsiednią ulicę majestatycznym krokiem przecina wielbłąd. Po krótkich utarczkach z tutejszymi rikszarzami ustalamy korzystną cenę za dowóz na stację, gdzie spędzimy następne godziny w oczekiwaniu na opóźniony pociąg do Delhi.</span><br /><br /><span style="font-family:georgia;">Na torach, klucząc między stertami organicznych i syntetycznych odpadków, żerują szczury. Żebracy z podziwu godną konsekwencją przesuwają się wzdłuż peronów, wyciągając ręce w rutynowym geście. Naręczni handlarze wodą, samosami i pamiątkami ostatniej szansy, prowadząc negocjacje z pasażerami wewnątrz wagonów („</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >Look! Taj very nice, sir!</span><span style="font-family:georgia;">”), próbują dotrzymać kroku wytaczającym się ze stacji składom. W końcu lekko zdyszany głos stacyjnej zapowiadaczki („</span><span style="font-style: italic;font-family:georgia;" >May I have your kind attention, please!</span><span style="font-family:georgia;">”) dyscyplinuje znużonych oczekujących. W oddali pobłyskują już żółte ślepia wypatrywanego pociągu.</span><br /><br /><br /><br /><br /></div>Jan Falkowskihttp://www.blogger.com/profile/02190781938995530988noreply@blogger.com0